Mięsopust – huczne pożegnanie karnawału

Aktualności

Hucznie obchodzono na polskich wsiach ostatki, zwane też zapustami, kusakami czy mięsopustami. Był to czas, gdy jadano obficie, tyle razy „ile pies ogonem zamerdał”, tańczono i śpiewano, aby wyszaleć się przed  Środą Popielcową, która rozpoczynała Wielki Post, czas bez grzechu, pełen wyrzeczeń i wyciszenia.

W karnawale w całej Polsce społeczność wiejska spotykała się wieczorami w karczmach i biesiadowała do upadłego.  Najweselej bawiono się  przez trzy ostatnie dni przed Środą Popielcową. Zdarzało się, że mężczyźni nie zajrzeli w tym czasie do domu, spędzając go na jedzeniu, piciu i tańcach. Oskar Kolberg zapisał jednak, że prym w biesiadach zapustnych wiodły kobiety. Mężatki organizowały spotkania, na które zapraszały dopiero co poślubione dziewczęta. W ten sposób włączano młode mężatki do społeczności kobiet zamężnych, tzw. „wkupne do bab”. Podczas spotkań gospodynie wykonywały specyficzny taniec, co rusz wyskakiwały jak najwyżej w górę i pokrzykiwały: „Na len, na konopie, aby obrodziły. Aby nasze dzieci gołe nie chodziły”. Taniec ten miał spowodować  urodzaj na len i konopie i zapewnić dostatek płótna, z którego szyte były ubrania.

Stwory zapustne

W ostatnich dniach karnawału, w różnych rejonach Polski pojawiały się stwory zapustne. Chodzący po wsiach przebierańcy płatali figle, a odgrywane przez nich scenki miały zapewnić szczęście domownikom  Na Pomorzu wiejskie domostwa odwiedzały dziady, które sprawdzały znajomość pacierza przez dzieci. Za bezbłędne odmówienie modlitwy dzieci nagradzane były cukierkami. Na Podkarpaciu pojawiały się draby zapustne, ich przebranie mogło budzić przerażenie. Mieli twarze umazane sadzą lub zakryte króliczą skórką, na plecach garby, na głowach szpiczaste czapki ze słomy lub sitowia, wystające zęby i czerwone nosy, a w pasie przepasani byli słomianymi powrósłami. Gospodarze uważali, że ich odwiedziny zapowiadają pomyślność, bo “Gdzie drab przybędzie, tam szczęście będzie”.

W Małopolsce  po wsiach chodził zapust, postać ubrana w kożuch odwrócony sierścią do wierzchu. Na głowie nosił wysoką czapkę wykonaną z tektury ustrojoną wstążkami i gałązkami choinki. Dzieci były przerażone jego widokiem, jednak dorośli witali go z otwartymi ramionami, przynosił szczęście,

Pogrzeb basów

Pojawienie się zapustnych stworów przygotowywało mieszkańców wsi na nadchodzący czas Wielkiego Postu. Podczas ostatnich chwil zapustów w tzw.  kusy (zwany też diabelskim) wtorek  uważano, że w karczmie na piecu siedzi diabeł,  przygląda się biesiadnikom  i spisuje tańczących, zwłaszcza tych, którzy nie zauważyli, że minęła północ i zaczęła się Środa Popielcowa.

Po północy, na znak, że ten czas nadszedł, kontrabasista lub skrzypek zrywał jedną ze strun. Był to symboliczny pogrzeb instrumentu, który jeszcze przed chwilą dawał uczestnikom tyle radości.

Kobiety po powrocie do domu układały na dnie skrzyni strojne ozdoby, korale i wstążki i nie wyjmowały ich aż do Wielkanocy. Następnie szorowały skrupulatne garnki, aby nie pozostała w nich nawet kropla tłuszczu. Zaczynał się czas  postu, oto na chłopskim stole swoje królowanie rozpoczynały:  żur, kasza i niczym nieokraszone ziemniaki.

Łukasz Bełdowski
Redaktor serwisu, fotograf, producent filmów reportażowych i dokumentalnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *