Ognie zaduszkowe, jałmużna dla dziadów proszalnych, pokarmy dla dusz– wiele zwyczajów polskich chłopów związanych z Dniem Wszystkich Świętych oraz Zaduszkami dziś możemy odnaleźć tylko w literaturze i zapiskach etnografów.
Nasi przodkowie wierzyli, że dusze zmarłych odczuwają głód, pragnienie i chłód, a także pragną bliskości krewnych. W Dniu Wszystkich Świętych oraz Zaduszki starali się zaspokoić wszystkie te potrzeby.
Zgodnie z polskim zwyczajem zapalamy znicze na grobach zmarłych, są one symbolicznym wspomnieniem ogni zaduszkowych, które rozpalano niegdyś na każdej wsi. Początkowo płonęły tylko na rozstajach dróg, aby przybywające z zaświatów dusze, mogły się przy nich ogrzać. Ognie były też swoistym drogowskazem wskazującym zbłąkanym duszom drogę do domu. Chrust na ogniska składano w ciągu całego roku. Każdy mieszkaniec wioski, który przechodził koło stosu dorzucał gałązkę. Wierzono także, że ogień ten ochroni żywych przed złymi mocami.W XVII wieku ognie zaduszkowe palono już na cmentarzach przy grobach zmarłych.
Jeszcze na początku XX wieku na polskich wsiach powszechny był zwyczaj, aby w dzień poprzedzający Dzień Wszystkich Świętych przygotować pokarm dla dusz odwiedzających domostwo. Były to: chleb, kasza, bób oraz wódka. Wieszano też czysty ręcznik, a obok stawiano mydło i wodę. Drzwi do chałupy pozostawiano uchylone, aby dusza bez przeszkód mogła wejść do środka.
Tuż po zapadnięciu zmroku, w dniach 1 i 2 listopada zabronione było wykonywanie określonych prac domowych, aby przypadkiem nie zranić przebywającej w pomieszczeniu duszy. Zakazane było zatem ubijanie masła, maglowanie, deptanie kapusty, cięcie sieczki, przędzenie i tkanie. Nie wolno było także wylewać pomyj i spluwać, aby przez nieuwagę nie znieważyć duszy.
W te dni serdecznie przyjmowano żebraków i przykościelnych dziadów, tzw. dziadów proszalnych. Otaczano ich szacunkiem, mówiono o nich „ludzie boży”, „ludzie kościelni”. W podzięce za poczęstunek byli oni zobowiązani pomodlić się za dusze zmarłych.Znakomity etnograf związany z Kielecczyzną ks. Władysław Siarkowski zapisał : „W dzień zaduszny lud idąc na nabożeństwo do kościoła, znosi placki lub chleb w wigiliją pomienionego dnia upieczony, z tych bochenków tyle kromek kraje, ilu z jego familii umarło członków. Następnie, za wymienione (przez księdza imienia) każdego zmarłego ze swej rodziny, daje kromkę dziadowi lub babce (żebraczej), i tak po koleji przechodzi (obdarza) wszystkich ubogich, dopokąd staje mu kromek. Zwyczaj ten o ile nam wiadomo, z całej gubernii tutejszej jedynie praktykuje się w stronach kieleckich. Do rozdawania ubogim za wypominki zmarłych, lud tutejszej okolicy wypieka też osobny gatunek chleba zwany tatar czuchy, iż z mąki ta raczej bywa pieczony.”
Zwyczaje i atmosferę Dnia Zadusznego na dawnej wsi pięknie opisał Władysław Reymont w „Chłopach” : „ Kuba wyjął z zanadrza parę oszczędzonych skibek chleba, rwał je w glonki, przyklękał i rozrzucał po mogiłach. – Pożyw się, duszo krześcijańska, co cię wypominam w wieczornym czasie, pożyw się, pokutnico człowiecza, pożyw się! – szeptał z przejęciem”. A zdziwionemu nieco Witkowi tłumaczył: „Nie bój się…wszytkie te, co czyścowe męki cierpią… wszystkie. Pan Jezus odpuszcza je na ten dzień na ziemię, żeby swoich nawiedziły (…) Nie bojaj się, głupi, zły dzisiaj nie ma przystępu, wypominki ano odganiają go, i te pacierze, i te światła…A i Pan Jezus sam chodzi se dzisiaj po świecie i liczy; gospodarz kochany, co mu ta jeszcze dusz ostało, aż se wybierze wszystkie, wybierze… Dobrze baczę, jak matula mówili, a i stare ludzie przytwierdzają (…).
Po południu cichły dzwony i śpiewy żebraków. Słychać było tylko szepty i płacz ludzi chodzących między grobami i wspominających swoich bliskich. Tego dnia karczma była zamknięta, a wiejskie drogi puste.”